czwartek, 20 listopada 2014

ZWIASTUN!!!!!

O BOŻE! JUŻ JEST! CUDOWNY ZWIASTUN! DZIĘKUJĘ!


Zwiastun zamówiłam u Domili. Tutaj macie linka do zwiastunowni. Polecam! Dziewczyny wykonują kawał dobrej roboty. http://zwiastuny-doublenik.blogspot.com/

POZDRAWIAM! I jeszcze raz DZIĘKUJĘ!!!!! 
Ban shee:*

wtorek, 11 listopada 2014

2 "Co za dzień" część ||

Siedzę na szpitalnym łóżku i odliczam minuty do opuszczenia tego miejsca. Właśnie do mojej sali wszedł lekarz z wynikami.
- Panno Swan, nie widzę nic niepokojącego w twoich wynikach. Wyszły pozytywnie. Nie widzę potrzeby trzymania cię tu dłużej.
- Dziękuję panie doktorze.- mężczyzna jeszcze coś spisywał, a ja spojrzałam na jego plakietkę z imieniem i nazwiskiem. Horan...hmm...ładne nazwisko, skądś kojarzę. Czekaj, czekaj czy to ne jest ojciec Niall? O mój boże! Ale ja jestem głupia.
- Proszę, to potwierdzenie wizyty, musisz ją tylko zanieść do recepcji i jesteś wolna.
- Dziękuję  do widzenia.- no wreszcie wolna. Matko ile można robić głupie badania.

Szłam własnie do wyjścia, zahaczając oczywiście o recepcję, gdy usłyszałam znajomy głos i drugi kobiecy strasznie na siebie krzycząc. Podeszłam trochę bliżej, aby mieć lepszy zasięg wzroku i słuchy. Nie, nie chcę podsłuchiwać, tylko dowiedzieć się kto tak krzyczy.
Lekko wyjrzałam zza rogu i ujrzałam Nialla i jakąś brunetkę.
- To co, miałem pozwolić jej zginąć?
- Nie wiem, może?! Posłuchaj, nie mówię, że źle postąpiłeś, ale narażasz i nas i ją, rozumiesz?! Może i ona jest spoko i wogóle, ale chyba nie chcesz aby coś jej się stało, prawda?
- Sugerujesz coś?
- Oczywiście, że nie, ale...
- Czułem, że ona zaraz będzie w niebezpieczeństwie i coś kazało mi ją uratować. Nie wiem czemu, ale nie mogłem przecież patrzeć jak przygniata ją samochód. No Rosalie, obudź się!
- Przecież nic takiego nie powiedziałam.
- Słuchaj, ona nic nie podejrzewa, jest w szoku.- wtedy brunetka kiwnęła na mnie głową, a blondyn się odwrócił.
- Porozmawiamy w domu.- i odeszła. Chłopak podszedł do mnie, niestety nic nie mogłam wyczytać z jego oczu, nie pokazywał żadnych emocji. Był, można powiedzieć, że obojętny.
- Dużo słyszałaś?
- Nie, niedawno przyszłam. Powiedz mi, jak odepchnąłeś samochód?
- Normalnie, ręką.
- No tak, ale z taką siłą, że aż zrobiłeś wgniecenie.
- No wiesz, siłownia i ćwiczenia.
- Myślę, że to jednak za mało a taką siłę.
- Posłuchaj jesteś w szoku i chyba za dużo sobie wyobrażasz.
- Wiem, co widziałam.
- Odpuść, nikt ci nie uwierzy w te przypuszczenia.
- Nie mam zamiaru nikomu powiedzieć. Nie jestem taka.
- Zapomnij o tym. Po prostu mi podziękuj i tyle.
- Dziękuję.- odchodził już, gdy nagle się odwrócił
- Nie możemy się już przyjaźnić.
- Co???? Ale, j-jak to?- poszedł sobie. Najzwyczajniej sobie poszedł. Co za cham. Dobrze, chcesz tak się bawić, to ja tez pogram w tę grę.
Zdenerwowana i zirytowana poszłam do domu. Tata chciał po mnie przyjechać, ale powiedziałam mu, że czuję się świetnie i spacer dobrze mi zrobi.

Po powrocie do domu wzięłam prysznic i rozmawiałam z mamą przez telefon. Tęsknię za nią, ale tak jest lepiej dla nas. Pod koniec powiedziała mi, żebym sprawdziła skrzynkę pocztową. Nie powiem, zdziwiłam się, ale zrobiłam tak jak powiedział. Ciekawe co tym razem wymyśliła.
O ja cię! No nie mogę! Mama wysłała mi płytę Braci. Tak, tego polskiego zespołu. Jak byliśmy w Polsce, po raz pierwszy usłyszałam ich piosenkę i tak mi się spodobała, że zaczęłam ich słuchać. Obiecała mi, że jak będą tam to wyśle m pocztą. I nie kłamała. Kocham ją!

Wróciłam do pokoju i z Braćmi usnęłam. Wstałam wcześniej niż normalnie. Wykąpałam się i zaczęłam szperać w komodzie w poszukiwaniu odpowiedniego stroju do dzisiejszej pogody. Pomimo tego, ze słońce świeciło, było dość wietrznie.
Ubrana i gotowa zeszłam na dół. Zjadłam moje ulubione, miodowe płatki i wyszłam do szkoły. Dzisiaj postanowiłam pójść pieszo, ponieważ chciałam przemyśleć parę spraw.


Aktualnie stałam przed swoją szafką, do której wkładałam kurtkę, ponieważ w środku budynku, było bardzo ciepło. Mo humor dzisiejszego dnia była nawet znośny, jednak jak zawsze coś, a raczej ktoś musiał mi go zepsuć.
- Lustra w domu nie masz, czy stylu?- jak ten plastik mnie denerwuje.
- Odpuść.
- Co, Niall cię rzucił?- what???? Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać jak opętana. Ja i Niall???? Nigdy! Po chwili uspokoiłam się.
- Opierdol się po dobroci, albo ci pomogę.- i odeszłam. Jak ona mnie wkurza, to nawet nie wyobrażacie sobie.
Wreszcie przerwa na obiad. Pełna radości ruszyłam do stołówki. Wzięłam sobie winogrono, kawałek pizzy i wodę. Z cały moim zapasem jedzenia ruszyłam do moich przyjaciół.
- Hej.
- Hej.- odpowiedzieli wszyscy chórem. Zajęłam miejsce pomiędzy Jess a Emillie. Uwielbiam te dziewczyny. Są takie zabawne. Przez całą przerwę rozmawialiśmy o jesiennym balu i o przystojnych chłopakach w szkole, a reszta paczki (chłopaki) gadali na temat koszykówki.
- Av, czemu Niall Horan cały czas na ciebie patrzy?
- Jak to cały czas?
- No od kąt z nami usiadłaś. Czy li całą przerwę.- czy on jest jakiś chory psychicznie?
- Nie wiem.- na szczęście dzwonek mnie uratował. W przejściu przeszłam obok blondyna.
- Nie gap się na mnie przez cały czas. To jest chore.- syknęłam i odeszłam w stronę klasy.

Właśnie skończyłam angola i szłam do wyjścia razem z całą paczką. 
- Wybieracie się na jesienny bal?- spytała Jess.
- Ja nie idę.
- Czemu?
- Nie lubię takich imprez, ale życzę miłej zabawy.
- Dzięki, ale będziesz na balu absolwentów?
- Oczywiście.
- Av, pojechałabyś z nami na zakupy? Musimy kupić sukienki.
- Jasne.- chłopaki poszli w druga stronę, ponieważ nie idziemy w tym samym kierunku. Niedługo po tym i z dziewczynami się rozłączyłam, ponieważ  znalazłyśmy się pod moim domem.
- To jutro po zajęciach.
- Ok. Pa.- i poszły. Znowu zostałam sama. Jak zwykle.

*na zakupach w piętek*
Siedzę z dziewczynami już od 2 godzin w jednym sklepie. Nie mogą się zdecydować na sukienki.
- A może ta?
- Jezzu, wszystkie są piękne
- Ale nie możemy się zdecydować. Idziemy do kolejnego sklepu.
- Nie!- pędem ruszyłam pomiędzy sukienki i wybrałam dwie.  Do tego bolerka i buty i do kasy. Za wszystko zapłaciły i ruszyłyśmy do wyjścia.
- Boże Av! Masz niepowtarzalne wyczucie stylu. Dzięki.- obie rzuciły się na mnie i przytuliły.
- Ok, to teraz idziemy coś zjeść.
- Dziewczyny ja jeszcze skocze do księgarni.
- Iść z tobą?
- Nie, trafię. Spotkajmy się w tej restauracji z rogiem, ok?
- Jasne.

(od lewej, stylizacja Jess, a później Emillie)

W księgarni kupiłam książkę o "magicznych" istotach, typu wampiry, wilkołaki i takie tam. Musze trochę poczytać o tym.  Tu dzieję się coś dziwnego i muszę sprawdzić co. Wracałam właśnie do umówionego miejsca z dziewczynami, gdy przyczepili się do mnie jakieś typki.
- Gdzie się wybierasz maleńka?
- W przeciwnym kierunku co ty.
- Grzeczniej może?
- Bo?
- Bo dostaniesz?
- Prezent? Oh, nie musisz.
- Ostra, lubię takie.
- Do prawdy? A ja nie lubię ciebie.- przywaliłam mu w twarz i chciałam uciec, ale pozostali zagrodzili mi drogę. 
- Nie powinnaś była tego robić.- dostałam od niego z pięści w nos tak mocno, że aż zachwiałam się do tyłu. Nagle nadjechał jakiś samochód.
- Wsiadaj.- proszę państwa, mój bohater Niall Horan. Posłusznie wsiadłam do środka. On wysiadł i chyba chciał im oddać w moim imieniu, ale odpuścił. Na szczęście. Odjechaliśmy z piskiem opon.
- Nic ci nie jest?
- Nie, chyba nie. Nos mnie trochę boli, ale to przejdzie.- chusteczką wytarłam krew i na szczęście już nie leciała.
- Jak można uderzyć dziewczynę! Co za dupki. Chciałem im wpierdolić, ale zapomniałem, że ty tu jesteś i się rozmyśliłem. Łby bym pourywał.
- Spokojnie. A tak wogule to co tu robisz? Śledzisz mnie?
- Nie, przejeżdżałem tędy i zauważyłem ta sytuację, więc zainterweniowałem.
- Oh, ok.- chciałam włączyć ogrzewanie i wyciągnęłam dłoń do pokrętła, w tym samym czasie blondyn zrobił to samo i nasze palce dotknęły się. Jego dłoń była bardzo zimna, jednak czułam od jego osoby ciepło.
- Nawet nie chcesz wiedzieć, co im chodziło po głowie.
- A ty wiesz?
- Tak.
- Jak to możliwe?
- Ja...umiem czytać w myślach.
- Na prawdę?
- Tak.
- Kim ty jesteś?
- To....skomplikowane. Nie jestem dobrym człowiekiem.
- Nie prawda, jesteś. Już tyle razy mnie ratowałeś.
- No tak, ale...po prostu nie jestem tym za kogo mnie uważasz.
- To kim jesteś? Bo mam już parę teorii.
- To zrobimy tak, dam ci miesiąc na poznanie mnie. Będziesz mi zadawała pytania a ja będę odpowiadał na nie. Po miesiącu, będziesz musiała ostatecznie powiedzieć, za kogo mnie uważasz, dobrze?
- Ok.- to będzie dłuuuugi miesiąc.

Ban shee:*







niedziela, 2 listopada 2014

2 "Co za dzień" część |

Aktualnie jest godzina 18:30, a ja ślęczę nad lekcjami. Na szczęście już kończę, ponieważ, nie wiem ile jeszcze wytrzymałabym zastanawiając się, jak obliczyć zadanie z matmy. Nagle w pokoju rozległ się dźwięk mojego telefonu. Zbawienie!
- Halo?
- Cześć Av, tu Jess.
- Tak, wiem. Mam twój numer.
- A, no tak. Masz czas?
- Jasne, a coś się stało?
- Nie, tak tylko z ploteczkami dzwonię.- zachichotała. No tak, od tej wariatki można się dowiedzieć wszystkiego, co dzieje się w szkole.
- No to opowiadaj.
- Poznałaś dzisiaj Jacka, co nie?
- No tak, sama mi go przedstawiłaś.
- Właśnie, i on jest kapitanem drużyny koszykarskiej.
- Aha?- nadal nie wiedziałam o co jej chodzi.
- I on..tak jakby....podoba mi się...- zaufała mi. Super. Mam przyjaciółkę.
- "Tak jakby"?
- No ok, tak na 100%. I w związku z tym, już niedługo odbędzie się bal jesienny, więc jak myślisz, zaprosi mnie?
- Wiesz, mogę z nim pogadać. Wydaję mi się, że mnie polubił.
- Nie tylko on, my wszyscy.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem.- wiem, ze teraz szeroko się uśmiecha, pomimo tego, że jej nie widzę.
- Dzięki, że pomożesz mi.
- Nie ma sprawy.
- A teraz z innej beczki. Podoba ci się Horan.- stwierdzenie, nie pytanie..
- Który?
- No Niall.
- Jessica, ja go nawet nie znam.
- I co z tego, no przyznaj jest przystojny.
- Nie wiem, na prawdę. Nie przyglądałam mu się zbytnio.- kłamałam.
- Masz z nim jakieś lekcje?
- Chemię i możliwe, że będę miała historię sztuki, ponieważ wymieszają nam klasy.
- To cudownie, ale jak już mówiłam wcześniej, jest niedostępny. Odzywa się tylko wtedy, gdy musi.
- Taa..zauważyłam. Jednak mam wrażenie, że pomimo tego chłodu, który okazuję jest miły.
- Być może. Nigdy z nim, nie rozmawiałam, ale możliwe, zę tobie się uda.
- Czemu tak myślisz?
- Ponieważ jesteś nowa, czyli ciebie jeszcze nie zna, więc możecie poznawać się od początku, ale wątpię, że otworzy się przed tobą.
- Nawet nie liczę na to.
- Av, ja lecę. Mama mnie woła, do zobaczenia w szkole.
- Pa.- posprzątałam książki, wzięłam prysznic i szybko wlazłam pod kołdrę, ponieważ, było na prawdę zimno. Tata jeszcze nie wrócił z pracy, więc byłam sama w domu.

*
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające do mojego pokoju przez drzwi balkonowe. Zdziwiłam się, ponieważ tu rzadko świeci słońce. Zrobiłam poranną rutynę, zjadłam śniadanie oraz ubrałam się luźniej niż wczoraj, ponieważ temperatura na dworze wynosiła 23 stopnie. Pomimo tego, że było cieplej, wolę być ubezpieczona, więc nie zakładałam nic, w czym mogłabym zmarznąć.

Stylizacja

Chyba się wybiorę po szkole na dłuższą przejażdżkę, ponieważ ta droga jest o wiele za krótka. Ja na prawdę  nie wiem, dlaczego wszyscy się tak na mnie gapią. Tak jestem nowa, a jeśli chodzi o mój motocykl, to wydaje mi się normalne, że dziewczyny także jeżdżą. Zaparkowałam na tym samym miejscu parkingowym co wczoraj i już miałam iść do środka, gdy nagle ujrzałam obok siebie postać dość wysokiej dziewczyny o blond włosach.
- Sorry nowa, ale to miejsce jest zajęte.
- Po pierwsze ja mam imię, a po drugie, tak wiem przeze mnie.
- Ty chyba nie rozumiesz...
- Nie, ja rozumiem doskonale, jednak obawiam się, że to ty czegoś nie załapałaś. Jak widzisz zajęłam to miejsce, ponieważ było wolne, a ty mogłaś szybciej zakrywać pryszcze, to byś zdążyła. Ale wiesz co, nie martw się, widzę tam na końcu jakieś puste miejsce, na pewno możesz tam się przejść. Spacer ci służy.
- Nie masz prawa tak do mnie się odzywać, ty...ty...chłopczyco.- już miałam odejść, gdy usłyszałam ostatnie słowo "chłopczyca".
- Posłuchaj mnie laluniu, to że nie noszę szmaty na tyłku, którą ledwo co założyłam i że nie mam tony tego świństwa na twarzy nie oznacza, że jestem chłopczycą, a jeżeli chodzi o to czym jeżdżę to jest to tylko i wyłącznie moja sprawa. A teraz przepraszam, ale śpieszę się na chemię. Oh, pewnie nawet nie wiesz co to jest, no więc, to taki przedmiot nauczanie, na którym robimy różne eksperymenty i mamy do czynienia z substancjami. Nadal nie jestem pewna czy załapałaś, ale już prościej nie umiem barbie.- jej twarz przybrała kolor czerwony, a zbiorowisko, które utworzyło się dookoła nas wybuchło niepohamowanym śmiechem, w oddali widziałam "moją" paczkę przyjaciół, którzy również się śmiali. Jess gestem ręki pokazała, abym do nich podeszła, ale ja jej odpowiedziałam, że spotkamy się w stołówce. Ah te nasze gesty. Jestem zadowolona z siebie, za to jak jej dogryzłam.
Po wejściu do klasy od razu spojrzałam w stronę "naszej" ławki, aby sprawdzić czy ON tam jest. Tak był.
- Cześć- przywitałam się. Nastawiłam się, że i tak mi nie odpowie, ale grzeczności nigdy za wile.
- Cześć.- wow, wow, WOW. Czy ja się przesłyszałam, czy on mi odpowiedział? Proszę państwa, prosimy o wielkie brawa.- Przepraszam, że wczoraj tak szybko wyszedłem i się nie przedstawiłem. Tak więc, jestem Niall Horan, a ty pewnie jesteś Avelien Swan.
- Av.- zauważyłam że delikatnie się uśmiechnął, więc odwzajemniłam do nieśmiele.
Na lekcji pracowaliśmy w parach, musieliśmy zweryfikować poszczególne fazy komórek. I, wygraliśmy. W nagrodę, nie musimy pisać kartkówki za tydzień z tego tematu. Jejj! Podążam do szafki, a obok mnie, zgadnijcie kto. Niall.
- Czemu przeprowadziłaś się akurat do Forks? Najbardziej deszczowego miejsca na Ziemi?
- Z powodu mojej matki. Ma nowego partnera.
- I ty go nie lubisz?
- Nie, jest spoko. Tylko, że on należy do światowej drużyny koszykarskiej i musi wyjechać, a moja matka razem z nim, więc ja musiałam przenieść się do ojca.
- Czekaj, jesteś córką policjanta Swan'a, prawda?
- Tak. Czyli wszyscy będą mnie tu kojarzyć tylko z tego.- mruknęłam niby sama do siebie, jednak Niall chyba to usłyszał.
- No coś ty. Nie prawda, poznają cię lepiej i będziesz jak każdy z nas.- nastała cisza- Widziałem cię dzisiaj, jak wykłócałaś się z Debby.
- Z barbie?- zaczął się śmiać na moje przezwisko, jakie jej dałam. Po chwili ja dołączyłam do niego. Doszliśmy akurat do mojej szafki.
- Nosisz kolorowe soczewki?- widać było, że zaskoczyłam go tym pytaniem, no ale cóż, musiałam spytać.
- Nie, a czemu pytasz?
- Ponieważ wczoraj twoje oczy miały odcień błękitu, a dzisiaj są ciemniejsze.
- To...przez....świetlówki. Przepraszam, ale muszę iść.- nie powiem, zaskoczyła mnie jego reakcja. Zrobiłam coś nie tak? E tam, przejmuję się na zapas.

Z powodu ładnej pogody, postanowiliśmy zjeść obiad na świeżym powietrzu.
- Witam miłe panie.- Even jak zwykle dowcipny.
- Cześć głupku.
- No wiesz. Poczułem się urażony.
- Oh jak mi przykro.- wszyscy wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
- Widziałem, że gadałaś na przerwie z Horanem.- skąd Jack to wie? Przecież nie było go w pobliżu? Jednak wieści na prawdę szybko się roznoszą w tej placówce.
- Tak, jest całkiem spoko. Chociaż gadaliśmy tylko chwilę.
- To zadziwiające, że wogóle ci odpowiadał.
- Wiem, mnie też to zdziwiło.- Jess i Emillie właśnie szły w nasza stronę, ale ta pierwsza była strasznie podekscytowana.
- Av, nie odwracaj się. Horanowie na ciebie patrzą.- wow, ale news. Z radości będę skakać.
- Ok?
- Słyszałam, że gadałaś dzisiaj z nim.
- Tak gadałam, ale nie będę odpowiadać na żadne pytania po raz kolejny.

*2 tygodnie później*

Przez te 2 tygodnie nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Wszyscy chyba mnie zaakceptowali, ponieważ nikt już nie patrzy na mnie jak na kosmitkę. Lepiej poznałam moją paczkę, ale najbardziej zaprzyjaźniłam się z dziewczynami. Co do Nialla, to na lekcjach zbytnio nie gadaliśmy, ale na przerwie coraz częściej chociaż o niczym konkretnym. Nawet kilka razy się uśmiechną, czyli pokazał jakieś emocje, co rzadko się zdarza, ponieważ on przeważnie słucha z kamiennym wyrazem twarzy i częściej to ja mówię niż on, ale i tak zrobiliśmy postępy w naszej "znajomości". Wczoraj nie było mnie w szkole, ponieważ źle się poczułam, ale dzisiaj już będę obecna, ponieważ mamy wycieczkę.
Z racji tego, że deszcz kropi i nie jest za ciepło, standardowo założę spodnie.

Stylizacja

Pod szkołę podwiózł mnie tata, ponieważ jechał w tym samym kierunku. Rzadko bywa w domu, ale tylko do końca tego tygodnia. Będę mogła spędzić z nim więcej czasu niż do tych czas. Dzisiaj mamy iść na obiad do starej knajpki. Zawsze przychodziliśmy tak, gdy bywałam tu częściej. 

W autobusie siedziałam obok Jess. Wszyscy oczywiście zaczęli mnie wypytywać, dlaczego nie było mnie wczoraj w szkole. Przyzwyczaiłam się już do tego. 
Wreszcie dojechaliśmy. Właśnie, ale gdzie? Wycieczka odbywa się w ogrodzie botanicznym. Musimy dokładnie zapamiętać to co mówi przewodnik, ponieważ następnego dnia będziemy pisać z tego kartkówkę na biologii. Lubię rośliny, więc myślę, że nie będę miała z tym problemu. Jesteśmy właśnie w strefie roślinek doniczkowych a, że moja mama się tym pasjonuje, to znam je wszystkie na pamięć. Chłopaki porozchodzili się, a dziewczyny chciały przyjrzeć się z bliska, więc chwilowo zostałam sama.
- Czemu nie było cię wczoraj?- miłe powitanie panie Niall.
- Nawet się ze mną nie witasz.
- Cześć. A więc.
- Źle się poczułam.
- A mianowicie?
- Posłuchaj, nie muszę ci się spowiadać. Rozumiesz?
- Powinnaś założyć cieplejsze spodnie.- serio? 
- Lecz się człowieku.- i odeszłam. Kim on wogóle jest, że mam się przed nim spowiadać? Powinnaś ubrać cieplejsze spodnie...Na mózg mu padło.

*
Rano było mi strasznie nie dobrze. Najlepiej to zostałabym w domu, ale muszę iść do szkoły. Może mi przejdzie? To pewnie tylko zatrucie. 
Przebrałam się w jeansy i białą bluzkę w czarne paski z długim rękawem. Na nogi założyłam moje ulubione skarpetki i wsunęłam na nie czarne workery czyli glany. Wzięłam ciepłą kurtkę jeansową i pojechałam do szkoły.

- Ej, laska. Co ci jest?- zatrzymałyśmy się z Emillie przy mojej szafce. Oparłam się o nią ręką i spuściłam głowę w dół.
- N-nic. Zaraz mi przejdzie.
- Na pewno? Bo jak nie, to możemy iść do pielęgniarki.
- Nie, już wszystko dobrze.- mdłości przeszły, więc ruszyłyśmy do klas. Nie miałam z nią zajęć więc rozeszłyśmy się. Obecnie miałam angielski, na którym siedziałam z Jackiem. Lekcja trwa, a ze mną wszystko dobrze. Jeszcze 40 minut. Wytrzymam. Jednak nie. Mdłości atakują. Zrobiłam dokładnie to samo, co na przerwie, jednak tym razem to nie pomogło.
- Av, wszystko ok?
- Nie, trochę mi nie dobrze...
- Co tam się dzieje?- pięknie, jeszcze nauczyciel się przyczepił.- O czym tak szepczecie?
- Avelien źle się pocz...- nie dokończył, ponieważ zemdlałam.
- Av, słyszysz mnie?
- Tak. Nie dobrze mi.
- Jack, zanieś ją do pielęgniarki.- chłopak wziął mnie na ręce jak pannę młoda i poszedł w kierunku gabinetu pielęgniarki. On zaś znajdował się w oddzielnym budynku, więc musieliśmy wyjść z placówki.
- Jack, postaw mnie.
- Nie, ponieważ muszę zanieść cię do pielęgniarki.
- Do jasnej cholery odstaw mnie na ziemię!- moje nerwy puściły.- Przepraszam, po prostu muszę usiąść.
- Ok. Nic się nie stało.- no wreszcie. Ziemia obiecana.
- Co ty z nią robisz?!- no nie! Jeszcze tego tu brakowało! Ja to mam szczęście.
- Nie twoja sprawa!
- Tak, właśnie, że moja! No słucham!- podniosłam się na równe nogi, choć nie powiem, zakręciło mi się w głowie.
- Niall, możesz przestać tak się wydzierać? Nie widzisz, że boli mnie głowa?
- Nie.
- To własnie teraz patrz. Boli jak nie powiem co i nie chcę abyście robili szopkę. Jack, nie chcę iść do żadnej pielęgniarki, a ty Nialler nie wydzieraj się tak bo nic złego nie robi.
- Laluś, wracaj do środka. Ja się nią zajmę.
- Nauczyciel powiedział...
- Mam w nosie to co powiedział nauczyciel.
- Na pewno?- tym razem Jack zwrócił się do mnie.
- Jasne. I tak zaraz pojadę do domu.
- Ok, ale jakby co to dzwoń.
- Pewnie.- brunet się oddalił, a ja podążałam do mojego czerwonego maleństwa. Niestety ktoś mi to uniemożliwił.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Yyy...do domu?
- Nie możesz jechać w takim stanie.
- A to dla czego nie?- postawiłam tylko stopę na parkingu, a całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Chad jechał z niewiarygodną prędkością, prosto na mnie. Nie mógł zapanować nad kierownicą, ponieważ strasznie się z nią męczył. Nie dość tego, to jeszcze bardzo ostrożna ja musiała się poślizgnąć na lodzie i upaść na tyłek, poddając się śmierci. Samochód był centymetry ode mnie, gdy czyjaś dłoń odepchnęła go na bok.  Po tym zadzwonił dzwonek, co oznaczało, że ludzie zaczęli się schodzić, aby zobaczyć widowisko. Co tu się do cholery dzieje? Czy on ma tyle siły? Co ukrywa?
Nie wiem, ale się dowiem. To pewne. Spojrzał na mnie i zniknął. What???
*********************************************************************************
Teraz kilka słów ode mnie. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Ale sami rozumiecie: SZKOŁA. Po tym gifie, lub opisie sytuacji wiecie już pewnie co mniej więcej się wydarzy. Tak, opowiadanie jest na podstawie TEGO filmu. Kocham was, ciąg dalszy już wkrótce.
Ban shee:*







poniedziałek, 13 października 2014

ONFO O AUTORCE :)

CHCIAŁAM TYLKO POWIEDZIEĆ, ŻE TO JA NADAL PISZĘ TEGO BLOGA JAK I DRUGIEGO, TYLKO ZMIENIŁAM NAZWĘ KONTA, DLATEGO JEST INACZEJ. WIĘC SPOKOJNIE, AUTORKA SIĘ NIE ZMIENIŁA :)

Pozdro XD Julcia:*

niedziela, 12 października 2014

1 "Nieszczęsna przeprowadzka"

W CAŁYM OPOWIADANIU BĘDĄ MOGŁY POJAWIĆ SIĘ WULGARYZMY ORAZ SCENKI CENZURALNE. W OPOWIADANIU 1D NIE ISTNIEJE JAKO ZESPÓŁ, ANI JAKO PRZYJACIELE. :)
*********************************************************************************
Mam tego dość. Czemu lotu zaczynają się tak wcześnie?! Kto to wogóle wymyślił?! Jest 7 rano, a ja nie śpię. To nie jest normalne. Tak właśnie, to dzisiaj przeprowadzam się do Forks. Ponurego i deszczowego Forks. Ależ gdzie moje maniery. Jestem Avelien. Dla przyjaciół Av, jakbym ich tylko miała. Mieszkam sobie w Phonix z rodzicielką i jej nowym partnerem. Moi rodzice 5 lat temu się rozwiedli.
- Avelien, zbieraj się. Musimy już jechać.- krzyknęła moja mama z dołu. Ja wcale nie chcę opuszczać mojego cudownego łóżka i tego ciepłego miasta, lecz niestety muszę. Dosunęłam moją ogromną walizkę i zeszłam na dół. Lot mieliśmy o 7:45, a była 7:20, więc nie wiem po co się tak śpieszyć. Bez zbędnej awantury posłusznie wsiadłam do samochodu i jeszcze raz spojrzałam na mój dom. Na szczęście jadę do ojca tylko na parę miesięcy, więc już niedługo będę mogła wrócić.

Jeżeli chodzi o mój styl ubierania się, to nie jest za ciekawie. Na nieszczęście moich babć i ciotek uwielbiam czarny i czerwony. To najładniejsze kolory. Noc na to nie poradzę, że mam taki a nie inny gust. Nie lubię ubierać się jak typowe nastolatki, typu blond plastik, ponieważ to nie mój typ. Ubrałam na siebie ciemny top, ciemne spodnie i moje ulubione botki. Wzięłam także okulary przeciwsłoneczne, pomimo tego, że w tej dziurze, do której jadę nigdy nie świeci słońce.

Lot miną zadziwiająco szybko. Jestem właśnie na lotnisku w Port Angel, ponieważ jest to miasto niedaleko Forks, w którym znajduje się lotnisko. Nagle zaczęłam przypominać sobie, te czasu, w których przylatywałam tu jako małe dziecko z mamą obok, która zostawiała mnie tu na 2 miesiące wakacji. Niestety te lata minęły i już nie wrócą.
- Avelien!- usłyszałam głos mojego ojca, który przyjechał po mnie. Gdy spojrzałam w jego niebieskie oczy zrozumiałam, że na prawdę za nim tęskniłam. Podbiegłam w jego kierunku i przytuliłam. Brakowało mi tego, pomimo tego, że nienawidzę tego miejsca tak bardzo, to nie oznacza, że także nienawidzę swojego ojca.
- Cześć tato.- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
- Chodź, spadamy do domu.- wsiedliśmy do wozu policyjnego. Nie, nie jadę na posterunek.

Podczas jazdy nie odzywałam się zbytnio, bo niby o czym miałabym z nim gadać?
- Kiedy ostatnio się widziałem, twoim ulubionym kolorem był żółty...
- To było 5 lat temu tato.
- Ah, no tak. Czemu akurat czarny?
- Czy ty krytykujesz mój styl?
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko pytam czemu akurat czarny.- tata, nigdy nie komentował tego jak się ubieram, w przeciwieństwie do mojej babci.
- Po pierwsze do wszystkiego mi pasuje, a po drugie wyszczupla.
- Jesteś wystarczająco chuda.
- Tato...
- Dobra, już dobra.- dalej już siedzieliśmy w ciszy.
- Zapomniałbym! Mam dla ciebie niespodziankę!- wykrzyknął tak głośne, że aż podskoczyłam.
- Co takiego?
- Zobaczysz.
- No powiedz...prooooszę.
- Nie, dowiesz się jak dojedziemy.-  nienawidzę niespodzianek. No dobra, lubię je, ale to nie zmienia faktu, że jestem taka dociekliwa.

Wreszcie byliśmy na miejscu. Dom nic się nie zmienił. Jest taki sam, jak 5 lat temu.
- Powiesz mi teraz co masz dla mnie?
- No dobrze, chodź. Ale zamknij oczy.- zrobiłam to co mi kazał i zaczęliśmy iść, tak mi się wydaje, że do garażu.
- Już możesz otworzyć!- O MA-MU-NIU! Nie mogę uwierzyć w to co widzę!
- Dziękuję!- niemal go udusiłam, ale co tam. Z miłości wszystkie chwyty dozwolone.
- Ale skąd wiedziałeś, że o tym marzyłam? Mama nigdy mi nie pozwoliła go kupić.
- Ja nie jestem jak mama. Poza tym musisz jakoś dojeżdżać do szkoły.- przede mną stał czarno-czerwony Ducati 848. No ja nie mogę! Mam najwspanialszego ojca pod słońcem.
 - Czekaj, czekaj. Jakim cudem go kupiłeś, jeżeli dopiero za miesiąc będą w sprzedaży?
   
                                           
- Policjanci mają pewnego typu przywileje. No, ale dość już o mnie. Podoba się?
- Jeszcze się pytasz! Oczywiście, że tak. Mogę się przejechać? Prooooszę...
- Jutro pojedziesz nim do szkoły, a teraz pora się rozpakować. Poza tym zbiera się na deszcz.
- Oh. Ok.- tata zaniósł moje walizki do sypialni, która będzie przez pewien czas zamieszkiwana przeze mnie. Wygląda trochę inaczej niż myślałam. Pozmieniało się troszkę. Troszkę bardzo.
- Remontowałeś?
- Może powiedzmy, że odnowiłem ociupinkę. Zresztą cały dom był do zmiany.- no nie da się ukryć. Jest , tak jakoś....nowocześniej? Tak, to odpowiednie słowo. Na przeciwko drzwi wejściowych znajduje drzwi prowadzące na balkon. Nie jest za duży, ale mi się podoba. Pod ścianą stoi ogromne łóżko, a ściana za nim jest obklejona tysiącami zdjęć mojej ulubionej gwiazdy i mnie jako małej dziewczynki. Cudownie. Wypakowałam wszystkie ubrania do przestrzennej komody. Spokojnie, mogłyby się tu zmieścić, jeszcze dwie takie walizki jak moja.

Przez resztę dnia nie wychodziłam z pokoju. Pod wieczór wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę, która składa się z za dużej czarnej koszulki w złote krzyże i majtek. Po odprężającej kąpieli odpłynęłam do krainy Morfeusza.

*
O mój boże! Jak nic się spóźnię. Mówię wam, nie wyrobię się. Zerwałam się z łóżka jak poparzona i biegiem udałam się do łazienki. Ogarnęłam twarz i włosy, po czym wygrzebałam jakieś wygodne ubrania z szuflady, nie zapominając o moim szczęśliwym pierścionku, który był w kształcie żmii oplatającej mój palec. Zbiegając na dół zahaczyłam jeszcze o kuchnię, aby wziąć jabłko i wodę. Wsadziłam na siebie kurtkę i wybiegłam z domu. Wyprowadziłam moje maleństwo z garażu, plecak schowałam do "kufra" i wreszcie pojechałam do szkoły.


Uwielbiam to uczucie, gdy jedziesz 180 km/h, wiatr rozwiewa ci włosy, a powietrze jest takie czyste. Na miejsce zajechałam po pół godzinnej jeździe. To wcale nie tak długo, jak się spodziewałam, że będzie. Dobrze, że jednak zabrałam ze sobą kurtkę, bo bym zamarzła. Zaparkowałam na parkingu, który znajduję się przed budynkiem. Zabrałam plecak i w tym momencie wkroczyłam na nieznane wody. Przyznam, jestem nieśmiała, ale to nie oznacza, że boje się ludzi i nie potrafię odpysknąć. Wręcz przeciwnie, jestem chamska i bezczelna, ale w granicach przyzwoitości. 
Po przekroczenie progu szkoły, od razu w oczy rzuciła mi się grupa sportowców. To normalne, w starej szkole także miałam takiego typu osoby. Nie możemy również zapomnieć o plastiku, jakim były cheerlederki (nie wiem jak to się piszę). Nie przyglądając się większości osób, ruszyłam prosto do swojej szafki. Włożyłam do niej kurtkę i nie potrzebne książki, po czym udałam się do sali nr.224, w której miałam chemię. Nie powiem, że nie jestem sfrustrowana faktem, że w tej placówce nie ma windy i muszę zapierniczać na 3 piętro. Pierwsze wrażenie dosyć marne. 
Wreszcie doczłapałam się na odpowiedni poziom, teraz tylko znaleźć odpowiednią salę. To jednak nie było takie trudne, ponieważ jest ona centralnie na przeciwko mnie. Lekcja zaczęła się jakieś 3 minuty temu, więc nie jest tak źle.
- O, witam nową uczennicę. Nazywam się pan Clords i będę cię jak i zarówno pozostałych uczniów uczyć chemii.- nie ma to jak zwrócenie uwagi wszystkich uczniów na siebie. Zaczęły się szepty i dziwne spojrzenia. Jak ja to kocham. Czujecie sarkazm?
- Tsiaa...dobry. Mogę już usiąść?- zapytałam z nadzieją.
- Oczywiście, tylko jeszcze przedstaw nam się.
- Av Swan.
- "Av" to zdrobnienie od jakiego imienia?
- Avielien, ale proszę mi mówić tak jak powiedziałam "Av".
- To nie problem.- uśmiechnął się jeszcze i wreszcie mogłam usiąść tylko, że gdzie? Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca, i znalazłam. Usadowiłam się obok blond chłopaka o niebieskich oczach. Miał chyba farbowane włosy, ponieważ gdzie nie gdzie widać było ciemny brąz.
- Cześć.- nawet na mnie nie spojrzał, więc co tu mówić o odpowiedzi. Świetnie się zaczyna, nieprawdaż? Czujecie ten sarkazm ponownie? Czas leciał sobie swoim tempem, a nauczyciel przynudzał. Nauczyciel przynudzał o rzeczach kompletnie odchodzących od tematu, to jeszcze zachowywał się tak, jakbyśmy tu wogóle nie byli.
- Fajny pierścionek.- mruknął pod nosem ten ktoś, co siedział obok.
- Dzięki.- jakbym nie wiedziała, że jest fajny. Oczywiście miło było usłyszeć mi ten komplement. Uśmiechnęłam się nie zauważalnie.
Reszta zajęć "jakoś" przeleciała. Została mi jeszcze jedna, historia sztuki, ale przed nią była przerwa na lunch. Nie byłam zbytnio głodna, więc spokojnie poszłam do szafki zostawić książki.
- Cześć.- usłyszałam obok. 
- Cześć...?- odpowiedziałam lekko zdziwiona jej zachowaniem.
- Jestem Jessica. Jessica Stanley.
- A ja jestem...
- Wiem jak się nazywasz, wszyscy w tej szkole wiedzą.
- O, jak miło, Wieści szybko się roznoszą.
- Tak, może masz ochotę zjeść z nami lunch?
- Nami?
- Tak, ze mną i jeszcze kilkoma osobami z mojej paczki.
- Jasne.- wraz z Jes udałyśmy się na stołówkę.
- Hej, ludzie! To jest Av. Od dzisiaj będzie siedziała z nami podczas przerwy na jedzenie.
- Hej!- odpowiedzieli wszyscy chórem z uśmiechami na ustach. Usiadłam obok brunetki, a po mojej lewej miałam Evena. WOW! Zapamiętałam jego imię. Wszyscy przyjęli mnie ciepło. Opowiadali mi o zwyczajach w tej szkole, oraz o poszczególnych grupach.
- A tam siedzi elita, czyli sportowcy i plastik. Natomiast obok jest stolik kujonów. Każdy ma tutaj swój stolik.
- A to kto?- skazałam na drzwi od stołówki, przez które wchodziła 5 niespotkanych do tych czas przeze mnie ludzi. Jednak rozpoznałam tego blondyna, z którym siedzę na chemii.
- To Horanowie. Ta brunetka to Rosalie, a  ten napakowany chłopak to Emmet, są parą...
- I mają takie same nazwisko?
- Tak, dla nas też to jest dziwne, ale tak jest. Natomiast ta druga brunetka z grzywką, która idzie za tą pierwszą parą to Tiffany, jest trochę świrnięta, nie to co Rosalie, ona ma zimne spojrzenie i nikogo nie lubi, oprócz tej  piątki, ten brunet obok Tiff to Jasper i oni także tworzą parę. On jest cichy i spokojny, za zwyczaj do nikogo się nie odzywa. A ten, który idzie ostatni to Niall. Wygląda na najmłodszego, ale to chłopak tej z grzywką jest z nich najmłodszy. Niall jest mega ciachem, jednak nie interesuje go żadna dziewczyna, a uwierz mi, większość z nich chciałoby się z nim umówić.- spojrzałam jeszcze raz w stronę tajemniczej piątki, gdy zadzwonił dzwonek.
*********************************************************************************
Tutaj macie pokój Av: 
                                            
Tutaj Evena  (Cody Simpson):
                                      

   Tutaj Jacka (Ansel Elgort):
A tutaj Emillie (Zara Larsson):
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdro XD Julcia:*